![]() |
(fot. unsplash.com) |
Aby trochę oderwać się od cyklów na blogu, oraz zrobić przerwę w pisaniu trzeciej i ostatniej części 'Impreza okiem DJa", postanowiłem zrobić tzw.: one-shot dotyczący niematerialnej rzeczy, która może występować u każdego kto pracuje w obrębie dziedzin twórczych, kreatywnych. Do tego grona możemy zaliczyć malarzy, pisarzy, muzyków, blogerów, vlogerów czy także osoby pracujące w branży reklamowej bądź filmowej. Oczywiście grono te jest znacznie większe, jednak podane wyżej przykłady są najbardziej wyraziste i najlepiej oddają istotę weny.
Na początku chciałbym spróbować określić czym może być wena, ponieważ generalnie ani jej nie widać ani jej nie słychać, ani jej nie czuć. Czy jest to jakieś zjawisko mistyczne, za sprawą którego rodzą się wielkie dzieła? A może weny w ogóle weny nie ma i liczą się tylko umiejętności przez lata wypracowane w rzemiośle, które praktykujemy? Wiele osób ma różne spojrzenie na to co można nazwać weną. Tak jak w innych kwestiach, tak i tutaj ludzie dzielą się na dwa obozy i rodzi się burza, której absolutnie nie mam zamiaru wywoływać tym wpisem. Przechodząc do sedna... Sam jako producent muzyczny, wierzę, że takie zjawisko istnieje. Jednak jak mógłbym je opisać? Słownik Języka Polskiego mówi nam, iż wena to nic innego jak natchnienie, zapał twórczy. Osobiście, również się z tym zgadzam. W moim przypadku za wenę mógłbym wziąć myśl w stylu: "Hej Piotrek! Może byś tak odpalił syntezatory i komputer i zrobił nowy kawałek?" lub: "Hej! A może napiszesz nowy wpis na blogu?" Wenę rozumiem właśnie jako taki bodziec. To dla mnie jedna myśl, która pchnie mnie dalej, w głąb kreatywnej pracy, z której być może powstanie coś niesamowitego.
![]() |
(https://sjp.pwn.pl/slowniki/wena.html) |
![]() |
(fot.:unsplash.com) |
Jak już wspomniałem, wokół weny powstały dwa przeciwstawne obozy, które mają swoje racje i każda z nich uważa, że moja racja jest mojsza niż twoja. Jedni uważają, że wena to cud, który sprawi, że malarz namaluje obraz godny powiesić w Luwrze, muzyk skomponuje utwór będący ponadczasowy jak Mozart lub Chopin, czekając do końca życia, w efekcie nie robiąc nic. Drudzy zaś uważają, że wena nie istnieje, że to tylko mit dla amatorów. Liczy się tylko konsekwentne działanie, dyscyplina oraz samozaparcie. Gdzie jestem w tym wszystkim ja? A no pewnie gdzieś po środku. Subiektywnie rzecz biorąc, jedni i drudzy mają w pewnym sensie rację. Nie można tylko czekać aż nadejdzie na nas natchnienie i będziemy działać. Nie wpadniemy w szał twórczy, tylko dlatego, że wstąpiły w nas duchy. Z drugiej strony nie warto też wymuszać na sobie olbrzymiej dyscypliny w pracy twórczej, tylko po to by być lepszym w swojej dziedzinie, czy zmuszać się do stworzenia wybitnego dzieła. Takim wyjątkiem chyba może być tylko praca zarobkowa; są zlecenia, gdzie mamy np.: ograniczony czas itp… Jednak gdy coś jest tylko naszą pasją to raczej warto zrobić coś tylko dlatego, że jest to nasza niczym nie wymuszona chęć do pracy.
![]() |
(ja podczas pracy w studio) |
Przykładowo: gdybym siedział nad tworzeniem muzyki chociaż po 3 godziny dziennie przez powiedzmy rok to owszem, zrobiłbym materiał na kilkadziesiąt wydawnictw i na pewno byłaby to muzyka z technicznego punktu widzenia lepsza (większa wiedza, większe umiejętności), to jednak spadłaby wartość artystyczna mojej twórczości. Nie mówiąc już o wyeksploatowaniu siebie z pomysłów i ogólnego zniechęcenia do procesu tworzenia muzyki.
Każdy ma jakiś swój światopogląd, swoje spostrzeżenia i w związku z tym mam do Was pytanie: jak Wy, drodzy czytelnicy, szczególnie ci, którzy są w pewien sposób związani z dziedzinami twórczymi postrzegacie, jak rozumiecie wenę? Czy to dla Was jakieś mistyczne impulsy, czy może uważacie wręcz odwrotnie, że to tylko mit? Dajcie znać w komentarzach co sądzicie o wenie. Tylko prosiłbym o kulturalne wyrażenie swojej opinii. Bez wojenek i hejtu. ;)
Niestety wena raz jest, raz jej nie ma. Wychodzę z założenia, że trzeba się trochę czasami przymusić, żeby stworzyć dane treści, niekoniecznie czekać na te mityczne impulsy ;)
OdpowiedzUsuńJak to mówią... Szczęściu trzeba pomóc. Dlatego również myślę, że trzeba czasem się przymusić bo być może wena najdzie nas podczas pracy. ;) Jednak wszystko w granicach rozsądku :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Ja mimo wszystko traktuję wenę i odczuwam jako nagły przypływ pomysłów, jakiejś energii, którą czuje, że powinnam spożytkować i może wyjść z tego coś dobrego. ;) Pewnie, że jeśli zajmujemy się zawodowo czymś, co wymaga od nas kreatywności nie możemy sobie pozwolić, żeby wykonywać to jedynie wtedy kiedy ta wena przypływa ze zdwojoną siłą. :) Ale nie mogłabym też powiedzieć, że nie wierzę, że istnieje coś takiego jak wena, bo zdarza się, że czasami coś wykonuję i wymaga to ode mnie poświęcenia większej ilości czasu, energii itd., a czasami jak czuje przypływ weny (to staram się to wykorzystywać :D) to zrobienie czegoś przychodzi dużo łatwiej. ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie! W punkt komentarz. Widzę że mamy podobne spojrzenie na wenę. 😁
UsuńBardzo ciekawy wpis. Wena jest wg mnie też takim trochę... nawykiem? Wypadkową ogólnego patrzenia na świat i swoje kreatywne działania. Paradoksem, ale jakże życiową sytuacją jest, że kiedy są pomysły, energia, wena, to jest tego coraz więcej, a jak jest brak weny, to trudno na cokolwiek wpaść i wziąść się za realizację... Ale na pewno i tzw. terminy deadline robią swoje, co wchodzi w grę tylko w przypadku takiego sposobu na zarobkowanie, nie po prostu hobby.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i Twój punkt widzenia :)
UsuńPozdrawiam
Ciekawy temat poruszyłeś :) Ja też miewam problemy z weną, zarówno w mojej aktywności artystycznej czy tej związanej z pisaniem artykułów, czy projektowaniem warsztatów. Staram się nie robić nic na siłę i czerpię inspirację ze wszystkiego, co mnie spotyka i otacza. Najczęściej jednak rozmowy z innymi ludźmi (codzienne, bez nadęcia i spiny) są źródłem mojej weny.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Podzielam Twoje zdanie. Warto szukać inspiracji wszędzie, bo nigdy nie wiadomo kiedy i skąd taka wena nas najdzie. :)
Usuń