Rozpoczynamy czwartą część z cyklu NiePełnosprawni, która, jak już zapewne wiecie, ma na celu ukazanie osób z pasją, działających aktywnie pomimo barier jakie stawia im niepełnosprawność. Dzisiejsza część będzie wyglądać nieco inaczej, ponieważ mój gość w swoim zgłoszeniu bardzo dokładnie opisał swoją jakże ciekawą historię, w związku z czym postanowiłem, że przedstawię wam ją w formie swoistego reportażu. Jest to jednocześnie eksperyment - jestem ciekawy, czy taka forma również przypadnie wam do gustu.
Michał Skąpski to mój dzisiejszy gość - miłośnik aktywnego trybu
życia, żeglarstwa, wypraw górskich (w momencie pisania zgłoszenia, Michał szykował
się na ponad 2-tygodniową wyprawę na Główny Szlak Beskidzki, gdzie zamierzał razem
z kolegą w tym czasie przejść około 500km) oraz origami. Oprócz tego także
pracuje na etacie. Sam siebie przedstawił w następujący sposób:Z wykształcenia jestem nauczycielem historii i WOS, ale ostatnimi
laty głównie instruktorem brajla i mnemotechnicznej metody pisania na
klawiaturze komputera. Uczę uczniów z dysfunkcją wzroku w K-PSOSW nr 1
im. L. Braille’a w Bydgoszczy. Jestem osobą ze znaczną dysfunkcją wzroku i mam
poważne zaburzenia w ostrości i polu widzenia z powodu barwnikowego
zwyrodnienia siatkówki.Jakoś w liceum powiedziałem sobie, że nie chcę być uznawany
za słabszego tylko dlatego, bo mam problem ze wzrokiem. Starałem się dbać o sprawność fizyczną chociażby
wykonując w domu wszelkie ćwiczenia z ciężarem własnego ciała i hantlami.
Największą pasją Michała Skąpskiego są żagle, o których,
jak sam przyznaje może rozprawiać godzinami. A wszystko zaczęło się od tego, że...:
bakcyla żeglarstwa połknąłem na początku studiów na obozie integracyjnym dla studentów. Niedługo potem zrobiłem patent żeglarza
jachtowego no i zaczęło się.Początkowo pływałem głównie po Zalewie Koronowskim koło Bydgoszczy, ale z czasem
zacząłem pływać
po innych akwenach. Dzięki takim wypadom poznałem jezioro Drawsko, Wdzydze i
Jeziorak, na którym zaliczyłem też kilka obozów żeglarskich dla osób z dysfunkcją wzroku. W 2008 r. za
namową kolegów spróbowałem żeglarstwa morskiego, ale
niestety zakończyło się to porażką. Nasz jacht na skutek złych decyzji skippera nieadekwatnych
do panujących warunków na morzu wpadł na mieliznę tuż po wyjściu z portu i rejs
zakończył się dosłownie po 15 lub 20 minutach.W 2009 r. za namową tych
samych kolegów wziąłem udział w rejsie na Zawiszy Czarnym w ramach
projektu Zobaczyć Morze. Owszem morze zobaczyłem i polubiłem, ale niekoniecznie
w formie żeglowania na takiej dużej jednostce. Dzięki poznanemu na Zawiszy człowiekowi
w 2010 r. zaliczyłem swój pierwszy rejs na małym jachcie – Warszawskiej Nike. Dalej
już poszło z górki i niemal każdego roku musiałem wypłynąć w jakiś rejs.
Początkowo było to kilka rejsów na wspomnianej jednostce lecz później
również
na innych. Jeszcze wtedy jednocześnie uprawiałem żeglarstwo szuwarowo-bagienne
czyli po jeziorach. Z czasem jednak ekipa do tego typu żeglowania wykruszyła się
i całkowicie przerzuciłem się na rejsy morskie. Michał wspomina także o swoich najważniejszych wyprawach,
które odbył:W 2017 r. z Honigsvag w Norwegii nad Morzem
Barentsa wokół przylądka Nordkapp – najdalej wysunięty na północ punkt Europy,
przez Lofoty do Bodo. Całość rejsu odbyła się za kołem podbiegunowym. Jakby co
to nie było pływających gór lodowych, kry i białych niedźwiedzi.Drugi
taki większy to miesięczny rejs z Gdyni przez kanał Kiloński na kanał La Manche i z powrotem na
drewnianym oldtimerze s/y Orion, który swoją sylwetką w każdym miejscu
wzbudzał podziw.
Jak to
zwykle bywa u osób aktywnych, na jednej pasji się nie
kończy. Nie inaczej jest w przypadku Michała Skąpskiego, ponieważ nasz
dzisiejszy gość w tym cyklu to osoba o bardzo wielu zainteresowaniach. Przykładem
są wędrówki górskie, które są dla Michała bardzo fascynujące. Jak sam twierdzi,
historia z górami ma dużo starszą historię, która: ma swoje
początki w okresie szkolnym kiedy to po raz pierwszy wyjechałem w góry na kolonie. Potem były wyjazdy w
ramach zielonej szkoły w liceum, ale nie połknąłem wtedy bakcyla. Dopiero jakieś
5 lat temu poznałem ludzi, którzy na nowo odkryli przede mną góry. No i zacząłem uskuteczniać weekendowe
wypady na południe Polski w celu zdobycia jakiegoś szczytu lub przejścia danego
szlaku. Dzięki temu byłem kilka razy w Bieszczadach uskuteczniając wędrówkę ze szpejem w plecaku od jednej
miejscówki na noc do kolejnej. 3 razy zaliczyłem Babią Górę i to za każdym razem w całkowicie
innych warunkach pogodowych. Wielu szlaków i szczytów nie pamiętam no bo po prostu nikt z
takich przejść nie wystawia opinii jak na rejsie. Tatry jakoś omijam szerokim łukiem,
a to ze względu na totalne tłoki jakie tam panują.
Jak już wspomniałem, nasz dzisiejszy gość w swoim życiu ma wiele
pasji... Kolejną taką rzeczą do której żywi duże zamiłowanie to ścianka
wspinaczkowa. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia znajomi mojego brata donieśli nam, że właściciele ścianki
wspinaczkowej w Bydgoszczy postanowili we wakacje 2012 r. udostępnić ją gratisowo dla osób z dysfunkcją wzroku. Widzieli gdzieś
w Internecie, że takie osoby wspinają się bez większych problemów i chcieli sprawdzić to na własnym
gruncie. No i łyknęliśmy z bratem bakcyla wspinania. Została utworzona sekcja
wspinaczkowa osób niewidomych w skład której weszliśmy brat i ja i zaczęło się. Zajęcia odbywały się 2 razy w
tygodniu po 2 godziny pod okiem instruktorki. Nauczyła nas prawidłowej techniki
wspinania się po ściance. Tak szczerze to bardzo często i gęsto dawaliśmy ostry popis wspinaczki
czym wzbudzaliśmy podziw i zazdrość innych użytkowników ścianki. Nieraz jak wspinaliśmy się na
trudną technicznie trasę to czuliśmy jak ruch w Sali zamierał i ludzie przyglądają
się naszym wyczynom. Apogeum wszystkiego było, jak pewnego razu po treningu w
celu tzw. dobicia się wspinaliśmy się z bratem na dosyć trudną technicznie trasę
w kamizelce z 10-kilogramowym obciążeniem i jakiś gość zagadał do mojego brata, który mnie asekurował z dołu coś w deseń: Twój kolega chyba nie widzi. Brat mu na
to: Obaj nie widzimy. A on na to: O ja pier… Na wiosnę 2013 r. odbył się turniej
wspinaczkowy z którego dochodu szefowie ścianki dofinansowali nasz wyjazd w
prawdziwe skały w okolice Zawiercia. Co tu wiele mówić. Było zarąbiście!:) Na koniec
powiem może tylko jeszcze, że w trakcie roku szkolnego na ściance odbywała się tzw.
liga w trakcie której w ciągu tygodnia trzeba było pokonać określone trasy żeby
zdobyć punkty do generalnej końcowej punktacji i często były tam bardzo trudne
tematy, z którymi nie raz bez problemu dawaliśmy sobie radę.
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o origami, czyli sztuce
układania figur z papieru. Jak sam przyznaje, przygoda z origami zaczęła się od
tego, że: podpatrzyłem je u mojej koleżanki z Krakowa i
postanowiłem, że też chciałbym spróbować w tym swoich sił. W związku z
tym że odległość między Bydgoszczą, a Krakowem jest dosyć spora więc nauka tej
sztuki odbywała się za pomocą Skype. Uskutecznialiśmy połączenie wideo i koleżanka
skrupulatnie tłumaczyła mi w jaki sposób mam zaginać karteczkę, a na tej
podstawie próbowałem to wykonać i efekty swojej pracy po każdym zagięciu
papieru pokazywałem jej do kamerki, a ona to oceniała. No i jak było dobrze to
przechodziliśmy do kolejnych faz aż uzyskiwałem końcowy efekt. Bardzo szybko
stwierdziłem, że zwykłe origami polegające na stworzeniu jakiejś figurki z 1
kawałka papieru jest zbyt banalne i wtedy właśnie przeszliśmy do origami modułowego.
Polega ono na tym, że najpierw trzeba wykonać kilkanaście kilkadziesiąt a nawet
kilkaset elementów, z których dopiero tworzy się jakąś figurę trójwymiarową. Oczywiście z kilkuset
elementów nic nie robiłem, ale ta duża gwiazda jest z 90 elementów. Tak szczerze ostatnimi czasy bardzo
rzadko coś robię bo nie mam na to czasu i koleżanka też, ale raz na jakiś czas
od święta wykonam jakąś małą gwiazdkę żeby podarować komuś. Dodajmy do tego, że Michał Skąpski ma także jeszcze
pomniejsze hobby, które to umiejętnie łączy z wyżej opisanymi zajęciami. Do
takich hobby należy: uprawianie kwiatów na balkonie od nasionka/cebulki do
dużego kwiatu. Już zakwitły mi lilie, których zapach czuję w domu, jak tylko
otworzę balkon, a największym oczkiem są dalie, których krzaki osiągają wysokość dorosłego człowieka.Swego czasu zaraziłem się też ornitologią i jak tylko okoliczności sprzyjają to
wychodzę na okoliczne łąki, pola i nad Wisłę, bo mieszkam na skraju miasta, żeby
podsłuchiwać śpiewu ptaków. Zwłaszcza tych rzadszych gatunków. Do najbardziej spektakularnych
wypraw tego typu należy nocne podsłuchiwanie słowików. Słowik śpiewa głównie w nocy chociaż
w tym roku nie raz słyszałem jego śpiew w ciągu dnia popołudniu lub pod wieczór.
Jak mogliście zauważyć, Michał Skąpski to osoba o wielu rozmaitych zainteresowaniach. Aktywnie idzie przez życie, nie bacząc na swoją niepełnosprawność. Nie da się nie zauważyć, iż korzysta z życia jak tylko może i czepie pełnymi garściami to, co jest w nim najlepsze. Mój dzisiejszy gość jest świetnym przykładem na to, że chcieć to móc.
Podziwiam takich ludzi, ja jestem w pelni zdrowa, a nie taka odważna jak on, ale origami tez lubię i kiedyś robiłam właśnie origami modułowe.
OdpowiedzUsuńMam znajomą, która jest po amputacji nogi. Po 4 miesiącach nauczyła się serfingować z protezą
Osoby niepełnosprawne potrafią być mega zdeterminowane w osiąganiu swoich marzeń, co pokazuje nawet przykład Twojej znajomej pokazuje, że jak się chce to można osiągnąć wszystko bez względu na przeszkody. :)
Usuń